wtorek, 29 stycznia 2013

Jak WRAŻLIWE UCHO z PODEPTANYM PRZEZ SŁONIA dyskutowało...

No hej, witamy ponownie! :)
Dziś będzie trochę... niestandardowo, lecz zanim przystąpimy do opublikowania tego, co dla Was przygotowaliśmy, mamy w zanadrzu kilka słów podziękowań. Jest nam ogromnie miło, że grono czytelników tego bloga się powiększa. Chętnie komentujecie nasze wypociny, czekając na kolejne posty. Dzięki Wam nasza praca nie zostaje zmarnowana. Ba, wtedy ma ona największy sens. Także dzięki, no. :*


Jak WRAŻLIWE UCHO z PODEPTANYM PRZEZ SŁONIA dyskutowało - czyli rzecz o lubieniu i nie-lubieniu musicali /o musicalach w kinie/.

MuWi: Sofia, po co się kręci musicale?
Archibald Sofia: Cóż, pewnie z tych samych przyczyn, z których kręci się filmy familijne, surrealistyczne czy science-fiction. Dla uciechy odbiorców. Muzyka jest chyba obecna w życiu każdego z nas.
MuWi: A nie dałoby się zrobić filmu bez śpiewania? 
Archibald Sofia: Hmmm. Dziś w kinie można wszystko. Choć w moim mniemaniu jest to nieodłączny element musicalu bądź filmu muzycznego. A co, uszy dalej bolą po śpiewie Johnny'ego Deppa w "Sweeney Toddzie"? 



MuWi: Johnny ma miękki głos w okolicach pewnie basu/barytonu - nie znam się aż tak - w każdym bądź razie nie jest tak źle. Gorzej, bo jeśli ciekawi mnie fabuła a męczy (!) podanie jej w wersji śpiewanej - to wolałbym, żeby nakręcili dwa filmy: jeden dla uszu laika - NORMALNY, a drugi dla koneserów, musical. Czemu tak nie robią?!
Archibald Sofia: A jak widzi Ci się zrezygnowanie z pewnych elementów w filmie akcji? (np. jeśli twórcy odpuściliby parę scen pościgowych na rzecz jakichś górnolotnych dialogów czy rozwinięcia psychologizacji postaci). Teoretycznie dzieło dalej opowiadałoby o tym samym, ale bez EFEKTU i CECH gatunkowych. A dlaczego nie robią? Po co mieliby rezygnować ze swojej wizji? Myślę, że też gra w tym niemałą rolę ponowny angaż, dodatkowa praca.
MuWi: Ale tym samym rezygnują z niektórych widzów, nieprawdaż? Na przykład takich uczulonych na musicale, hehe.
Archibald Sofia: Voila, niektórych. Odnoszę wrażenie, że i tak większość widzów nie ma z tym problemu. A osiągnięcie korzyści filmu polega chyba na wysokiej oglądalności, co na pewno "koneserzy musicali" porządnie zapewniają. 
MuWi: Czyli ci wierni widzowie musicali kręcą się w kółko w swoim własnym gronie. Jak sardynki w puszce? A mnie chodzi bardziej o przekonanie takich niechętnych/laików jak ja do czegoś tak niszowego (w moim profanującym odczuciu) jak musical.
Archibald Sofia: Może warto nie bać się eksperymentów? Z jakimi musicalami miałeś styczność dotychczas? Pewnie natrafiałeś na tytuły, które Cię skutecznie zniechęciły do dalszego zagłębiania się w kolejne obrazy, stąd ten dystans. Dlaczego by nie spróbować ponownie?



MuWi: Nie wydaję mi się, żeby chodziło o tytuły. Raczej o samą formę.
Archibald Sofia: Jeśli forma męczy, bez sensu oglądać coś na siłę. Znam przypadki, że osoby nie miały jak dotąd dobrych doświadczeń z filmami muzycznymi, a gdy w końcu natrafiły na swoisty "smaczek", zaczęły z zainteresowaniem poznawać tę dziedzinę kina, więc chyba trochę chodzi o tytuły. Bo raz się zrobi coś z większym rozmachem, zatrudni profesjonalnych muzyków do pracy - i są efekty, ludzie się przekonują. A czasem, co wynika z niewiedzy, laicy kopią w marnych produkcjach, co tylko potęguję tę niechęć.
MuWi: Tak szczerze, to obawiam się podać jakikolwiek tytuł, bo podejrzewam, że i to nie pomoże (pewno wśród wielbicieli musicali też są fani takiego czy innego obrazu). A jakbyś mnie, Sofia, miała przekonać do musicali bez konkretnych tytułów, klasyków? (swoją drogą: klasyki też mnie nie przekonują)
Archibald Sofia: Wiesz co, kino nie gryzie. Nawet, jeśli wydaje Ci się, że będzie to słaba produkcja i szkoda marnować na nią czasu, obejrzyj. Czemu by nie? Przynajmniej pojawi się ta świadomość, że jako sympatyk kina ZNASZ ten tytuł i masz prawo polemizować z innymi. Daj sobie szansę. Myślę, że  my, fani X muzy, powinniśmy obcować z kinematografią nie tylko dla własnej rozrywki czy przyjemności, ale i dla wiedzy.
MuWi: Ale kiedy ja czuję, że się nigdy nie poznam na musicalach! Bo "oglądnąć" musical a "znać" musical to chyba różnica, nieprawdaż?
Archibald Sofia: Różnica i to spora. Trzeba zapoznać się z wieloma tytułami-klasykami i nie tylko, aby móc powiedzieć o sobie, że jest się "znawcą". Ale czemu miałbyś nie poznawać? Tak jak napisałam, ciekawie byłoby potraktować to jako formę nauki, która nie jest wiedzą bezużyteczną, ale może przydać się w przyszłości.



MuWi: Dobrze, to powiedz mi, Sofia, czego można się "nauczyć" z oglądania musicali, kiedy ma się przedeptane przez słonia ucho, hm?
Archibald Sofia: Myślę, że w takim przypadku warto zwracać uwagę na dodatkowe detale, a śpiew potraktować z przymrużeniem oka. Pamiętasz, w "Sweeney Toddzie" przodowały piękne zdjęcia i niebanalna historia. Generalnie - odnajdywać ukryte sensy, niekiedy utożsamiać się z bohaterami, czyli oceniać dany obraz wielopłaszczyznowo, nie na zasadzie doszukiwania się mankamentów. A co najważniejsze - dawać sobie szansę i czas na polubienie tego gatunku, bo oprawa muzyczna nie stanowi całokształtu.
MuWi: Czyli nie będziesz po mnie krzyczeć, jak Ci powiem, że w jakimś musicalu podobała mi się scenografia, fabuła i postaci, ale nie... muzyka???
Archibald Sofia: A czy kiedykolwiek krzyczałam? Oczywiście, że nie.

MuWi, Archibald Sofia

4 komentarze:

  1. Prostacko to zabrzmi, ale musicale są cool. :)
    Rozumiem, jeśli ktoś ich nie lubi, bo są gatunki filmowe, których ja nie lubię - nie musimy oglądać wszystkiego, albo inaczej nie wszystko, co oglądamy musi nam się podobać, bo obejrzeć warto - tak jak zostało powiedziane dla pogłębienia wiedzy.
    Na mnie bardzo oddziałuje muzyka i tak jakby potęguje wrażenia, podobnie jak efekty specjalne. Ale nie tylko muzyka jako ścieżka dźwiękowa, bo tą mamy w każdym filmie, ale "słowo śpiewane".

    Wczoraj byłam na Nędznikach i ryczałam w kinie, co zdarza mi się bardzo rzadko. Po prostu trzeba się poddać temu klimatowi i dać się ponieść? Głupio to brzmi ale to prawda. Jeden z moich ulubionych filmów to musical właśnie (pisałam o nim nawet u siebie) Rent. I namówiłam koleżankę, by go ze mną obejrzała, irytowała ją konwencja wyśpiewywanych dialogów, dla niej to sztuczne a mi się to bardzo podoba. O gustach się podobno nie dyskutuje i trudno kogoś zmusić, żeby coś mu się podobało. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, ja też wybieram się na "Nędzników". I z tego, co mi wiadomo, MuWi też planuje obejrzeć ten film. Zobaczymy jak to będzie.

    A Rent jest niesamowity. Choć moim musicalowym smaczkiem jest "Rocky Horror Picture Show" (patrz na avatar). ;d

    Archibald Sofia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Rocky Horror Picture Show to jest klasyk nad klasyki :)

      Usuń
  3. Szczerze mówiąc, średnio lubię musicale. Co za dużo śpiewania, to niezdrowo :) Jednak najlepszym jaki widziałam i jednocześnie jednym z moich najulubieńszych filmów. Polecam jeszcze "Chicago". Na "Nędznikach" byłam niedawno - podobało mi się również.

    OdpowiedzUsuń