"Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?"
Szalenie wartościowy jest ten moment, w którym będąc w kinie, nie mogę oderwać wzroku od szklanego ekranu. Wówczas nic nie zdoła zaważyć na mojej koncentracji. Żaden szmer, cichszy lub głośniejszy chrzęst. A piszę o tym nie na darmo. Najnowsze dzieło Piwowarskiego nie tylko zaintrygowało mnie niestandardową realizacją, ale i wprawiło w szczerą zadumę.
Projekt filmu zaczął powstawać trzy lata temu. Miał być dokumentem niszowym, przeznaczonym na cele jednej ze stacji telewizyjnych. Pracę przerwano, a następnie wznowiono, zmieniwszy ogólny zamysł oraz koncepcję. Osobiście mam problem z tym, by nadać "Baczyńskiemu" konkretną przynależność gatunkową. To udany eksperyment artystyczny. Połączono w nim cechy fabularne i dokumentalne. Całość została dopełniona slamem poetyckim, a więc nowatorskim pomysłem publicznej rywalizacji między deklamatorami, śpiewakami. Niebanalność świadczy o pionierskiej idei, a także chęciach reżysera, aby działać i kierować się innowacyjnością.
Ślad fabuły nie został szczegółowo rozwinięty, gdyż sama produkcja trwa nieco ponad godzinę. Godne uznania jest to, że twórcy zdecydowali się na ukazanie wewnętrznych rozterek tytułowego artysty, jego trudów związanych z codzienną walką o przetrwanie. Nie zabrakło wątku małżeństwa z Barbarą oraz relacji z matką, Żydówką, która ryzykowała życiem, pozostając po aryjskiej stronie. Zrezygnowano z ujawnienia skrzętnych zapisów działalności konspiracyjnej Baczyńskiego, ograniczając je do koniecznego minimum. Nie mogłabym pominąć istotnego faktu pojawiających się wypowiedzi żyjących świadków wojennych.
Nad grą aktorską nie zamierzam się zastanawiać, rozwodzić. Odnoszę wrażenie, że popis talentów nie sprawdza się w tego typu ambitnym obrazie. Natomiast muzyka Bartosza Chajdeckiego uwzniośliła mnie, podobnie jak utwór wykonany przez Czesława Mozila i Melę Koteluk ("Pieśń o szczęściu").
A tak na koniec krótkie pytanie. Ostatnio z MuWi wpadliśmy na pomysł pisania w formie dialogu o filmach, które sami nam zaproponujecie. Co Wy na to? Bylibyście chętni na tzw. "recenzje na życzenie"? Dajcie znać.
Archibald Sofia