wtorek, 28 maja 2013

Blek Słan na tapecie :)



Archibald Sofia: Pamiętasz nasze rozmowy sprzed dwóch lat na temat "Czarnego Łabędzia" Aronofsky'ego? Ten film zrobił na mnie ogromne wrażenie. Ostatnio miałam przyjemność obejrzeć go ponownie.
MuWi: Jasne, że pamiętam! I jak wrażenia po-wtórnym oglądnięciu?
Archibald Sofia: Ciekawe jest to, że czułam się tak, jakbym tę historię przeżywała na nowo. Znając i pamiętając zakończenie oraz przebieg fabularny, kilka momentów wprawiło mnie w osłupienie. A jak z Twoją oceną? Zmieniła się w miarę upływu czasu?
MuWi: U mnie generalnie nie zmienia się opinia i ocena, jaką wystawiam po pierwszym seansie. Problem mam tylko z filmami, których nie potrafię przeskoczyć w pierwszej pół godzinie oglądania - jeśli mnie nie zafascynuje na tyle, by dalej siedzieć przed ekranem - musi poczekać na bardziej sprzyjające okoliczności, albo pożegnać się z moją uwagą. Z "Czarnym Łabędziem" było jednak inaczej i ocena "film godny uwagi" się nie zmieniła mimo upływu czasu.
Archibald Sofia: Pokuszę się o stwierdzenie, że największym walorem tego obrazu jest aktorstwo. Zaprezentowany przez Portman popis umiejętności nie wymaga rozbudowanego komentarza. Baza w postaci mistrzowskich ujęć oraz symboliki czerni i bieli pozwoliła twórcom stworzyć dzieło cieszące się ogromną popularnością. Czy za parędziesiąt lat zaliczane będzie do kategorii tych kultowych, ponadprzeciętnych, niepowtarzalnych?
MuWi: Hmmmm. Nie umniejszając mu - raczej nie. Bo nie wybił się aż tak, żeby przejść do legendy. Ponadprzeciętnym pewnie tak, będzie nazwany. Ale kultowym raczej nie. Chyba że w niszy "filmy o balecie". Bo ta "popularność" moim zdaniem była tylko chwilowa. A to z powodu nadmiaru filmów na rynku. Za dużo ich jest i pewnie nie wszyscy trafili i zakodowali zaistnienie "Łabędzia". Co ty na to?
Archibald Sofia: Chwilowa? No cóż, powiedziałabym, że dysputy o filmie trwają do dziś, a ludzie wciąż analizują pod każdym możliwym kątem działania i motywy głównej bohaterki, co rusz zmieniając tor badawczy. A właśnie, a propos akcji i wydarzeń, co masz do powiedzenia w tej kwestii?
MuWi: Pisałem Ci kiedy film wszedł na ekrany, że dla mnie ma on trzy płaszczyzny. I ta najgłówniejsza - czyli opowieść o samym Jeziorze Łabędzim - jest najważniejsza. Bez niej nie byłoby reszty. Więc i akcja: ciekawa przez to, że się przeplata akcja Jeziora, próby i osobiste perypetie bohaterki. 


Archibald Sofia: Tak, to z pewnością podstawa do tego, by i cała reszta mogła się rozwinąć. Reżyser rzeczywiście płynnie ukazuje nam to, co prawdziwe, a chwilę później serwuje dawkę porządnego dreszczu thrillera. Która płaszczyzna jednak zaintrygowała Cię najbardziej?
MuWi: W zasadzie opowieść z pierwszego pola - o samym "Jeziorze". Ale niesamowite jest też połączenie, takie przeplatanie się wątków. No i sporo "szczególików", dzięki którym wypadałoby ten film oglądnąć kolejny raz (jeśli nie kilka). Cwany zabieg, co nie? A Twoje ulubione szczególiki? Zmieniły się po kolejnym oglądnięciu?
Archibald Sofia: Z uwagą przyglądam się zbliżeniom twarzy, skomplikowanym układom tanecznym. Nie dopatrzyłam się nowych szczegółów, które mogły wcześniej mi umknąć. A co z erotyką, która swego czasu wzbudziła wiele kontrowersji? 
MuWi: Nadal uważam, że powinien być od 18 lat. Za dużo erotyzmu i to takiego niesmacznego. Ale nie o tym. To tylko wątek. Bardziej intrygowała mnie kwestia tego, co jest realną opowieścią w fabule, a co urojeniem/fikcją - bo tu kilku motywów nie jestem do końca pewny. A i niektóre szczególiki zapisały się w pamięci i są do dziś!
Archibald Sofia: A których motywów konkretnie? Muszę przyznać Ci rację, ponieważ problemy natury psychologicznej są wykładnią poczynań Niny. Toksyczna jest również relacja między matką a córką, czyż nie?
MuWi: Na przykład uchwycenie okiem kamery ujęć (szczególnie zbliżeń), które są jak przejścia między aktami. Pamiętasz może zbliżenia na zakrwawiony palec u nogi, kwestię pilnika wbitego w policzek, szminkę, albo lustro. Niesamowicie "zagrały" tu lustra! A co do relacji matka-córka, to zgadzam się. Toksyczna. Matka rzutuje na córkę siebie, jakieś niespełnione marzenia, własne plany. Nacisk. Jak ma się rozwinąć artyzm córki, skoro z tylnego siedzenia gdera matka. Brak miłości.
Archibald Sofia: Akurat scena z pilnikiem wbitym w policzek należy do tych zbytecznych. Przez chwilę zdawało mi się, że oglądam tanią sensację. Całe szczęście, to jeden z nielicznych mankamentów. Co do matki, nacisk, owszem, ale czy brak miłości? Nie sądzę. Czy zatem mogłaby dawać wiele od siebie i z siebie? Nie powiedziałabym. Sądzę, ją kochała, ale w niezdrowy sposób graniczący z obłędem. A że niedaleko pada jabłko od jabłoni...
MuWi: A mnie się zdaje, że Nina chciała się wyrwać spod kurateli matki, ale przez sztukę - przez robienie baletu po swojemu. Ale, zostawmy to. Lepiej wrócić do szczególików-smaczków. Masz jakieś?
Archibald Sofia: Utwory Czajkowskiego są pełne liryzmu. Muzyka bardzo silnie oddziaływała na moje zmysły, a całokształt - bez zarzutu. 


MuWi, Archibald Sofia

wtorek, 21 maja 2013

"Sponsoring", reż. Małgorzata Szumowska


"I am not sure they're whores!"

Jestem fanką kina nieidealnego. Zdecydowanie bardziej wierzę w te historie, w których to główni bohaterowie odbiegają od stereotypowych ideałów piękna. Dla mnie postać licha, samoświadoma, lecz przede wszystkim emocjonalna ma znacznie więcej do zaoferowania niż starannie podtrzymywana amerykańska perfekcja ocierająca się wyłącznie o przezroczystość. Wydaję mi się, że podobnych wrażeń mogę poszukiwać u Szumowskiej. 



Anne jest pozornie ustatkowana. Posiada przystojnego męża, dwóch synów, duże mieszkanie umiejscowione w samym centrum Paryża oraz dobrze płatną pracę redaktorki magazynu "Elle". Podejmuje się wyzwania, które rozbudzi w niej głód doświadczeń, rozpali na nowo uczucia zgaszone rzeczywistością. Przewartościuje także kwestie dotyczące poglądów w dziedzinie relacji damsko-męskich oraz podziału ról w związku partnerskim. Decyduje się napisać artykuł dotyczący dziewcząt utrzymujących się z prostytucji. Charlotte i Alicja, biorąc pod uwagę korzyści materialne wynikające z współpracy, pozwalają sobie na chwilę szczerości. Odpowiedzi na zadawane im pytania padają bezceremonialnie. Dziennikarka odrzuca postawę bierną, solidaryzując się z dyskutantkami. Dochodzi między nimi do interakcji, która z płaszczyzną zawodową i profesjonalizmem ma niewiele wspólnego. Po opracowaniu materiału okazuje się, że powrót do codziennego trybu życia nie jest łatwym zadaniem. Reporterka analitycznym okiem bada zagadnienia związane ze sponsoringiem oraz motywy, które popychają studentki do czynów ostatecznych, na które, jak się okazuje, nie zawsze mają ochotę. Wciąż zastanawia się nad tym, czy aby na pewno wśród społeczeństwa przepełnionego krytycyzmem można jeszcze odnaleźć pierwiastek zrozumienia. 



Negatywnie odebrany "Sponsoring" to kontrowersyjna, ale i niepozbawiona sensu opowieść o współczesnych kobietach walczących o przetrwanie w świecie zniewolonym przez mężczyzn. Obraz należy do tych konkretnych, merytorycznych, poparty bardzo dobrym aktorstwem. Reżyserka nie moralizuje widza w sposób nachalny, na siłę, ale stara się ukazać wagę problemu, pozostawiając dowolność w odbiorze.

Archibald Sofia

wtorek, 7 maja 2013

To samo, ale nie tak samo... czyli o Jarmuschowskim "Truposzu" pomysłów kilka.



Czy możliwa jest w filmie fabuła w fabule? Powie ktoś: w filmie to raczej wielowątkowość. Nie będę się kłócić z wyimaginowanym dyskutantem, bo i nie o to mi chodzi. Wolę raczej spokojnie zaprezentować to, com naszykował na tę recenzyjkę.

A jest to niesamowity "Truposz" Jarmuscha. Oczywiście z Johnnym Deppem! Te dwa nazwiska w połączeniu dają mieszankę - jak dla mnie - zupełnie odmienną niż na ten przykład Burton plus Depp. Choć, z pozoru, Johnny gra niby podobnie. Ale o tym za moment...

Kiedy tak sobie ostatnio myślałem o tym filmie na nowo, to chciałem pisać o wspomnianej "fabule w fabule". Później jednak "olśniło mnie", że obraz ten świetnie nadaje się do ciekawego (moim zdaniem) eksperymentu.

Mianowicie: spróbować oglądnąć go sobie kilka razy! I to za każdym razem... inaczej! Wpierw tak orientacyjnie (dla nieznających tego obrazu ani jarmuschowskiego kina): żeby wybadać fabułę, nawiązania do poezji angielskiej i kultury oraz tradycji Dzikiego Zachodu i Indian Ameryki Północnej. A później... później, to można szaleć!


Wpierw proponuję poszukać owej "historii wewnątrz historii" Williama Blake'a - ale tak, jak ją widzi Indianin Nobody!
Potem szukając sensu (dosłownego) historii Williama. I dalej - dla odmiany - próbując połączyć Williama-filmowego z Williamem-poetą (a cytatów mnóstwo! I to subtelnie podane, bez patosu!).

W kolejnej odsłonie proponuję spojrzeć na ten film jak na... komedię! A co! Można? Można! Ale ostrzegam: jak się pojawi Iggy Pop, nie jedzcie niczego - grozi zadławieniem! Sam Nobody też jest, że tak powiem "pocieszny". Choć on mi bardziej pasuje do "komedio-dramatu".

I na koniec (poza oczywiście urokliwymi sposobami popatrzenia na ten film jako na western [tu lojalnie ostrzegam: jest nieco brutalny!], romans, poszukiwanie siebie w stylu romantyzmu) proponuję PEREŁKĘ. Zamknąć oczy... i słuchać ścieżkę Neila Younga! (ja oglądałem film z dodatkami na końcu, w których nakręcili Neila dogrywającego ścieżkę do filmu podczas jego projekcji na ekranie w studio nagraniowym - poezja!).

Ale w sumie... to chyba można oglądnąć ten film pod wszystkimi wymienionymi (i nie-wymienionymi) kątami na raz! Polecam!

MuWi

P.S Pewnikiem jest jeszcze kilka ciekawych sposobów popatrzenia na ten film, co nie?