sobota, 12 stycznia 2013

"Tatarak", reż. Andrzej Wajda


"Nigdy nie mów kobiecie, że jest dobra."

Współcześnie oglądalność kina rodzimego jest rzadkim, wybiórczym zjawiskiem. Społeczność woli wybierać się na produkcje zagranicznych twórców, zapominając o poszerzaniu wiedzy na temat rodowitej sztuki filmowej. W internecie znalazłam informację o tym, że rosyjski minister kultury Władimir Miedinskij pragnie zmusić multiplexy do projekcji rosyjskich obrazów. "Będziemy prezentować te filmy przy pustych salach, a to oznacza tylko niepotrzebne straty." - w odpowiedzi odrzekł Siergiej Kitin, dyrektor sieci kin "Cinema Park".

Osobiście chętnie przyglądam się temu, co polscy reżyserzy mają nam do zaoferowania, w jaki sposób przejawia się ich artyzm, jakie tematy lubią poruszać. "Tatarak" Andrzeja Wajdy nakręcony został w 2009 roku, trzynaście miesięcy po śmierci Edwarda Kłosińskiego, męża Krystyny Jandy. Będąc aktorem, posiada się możliwość nie tylko dawania bezpośredniego upustu swoim emocjom, ale także upamiętniania niezwykłych chwil, które się przeżyło. Dzieło to składa się z dwóch części. Pierwsza charakteryzuje się przedstawieniem przebiegu choroby za pomocą monologów, stanowi element autobiograficzny. Towarzyszy temu klimat intymności. Krystyna Janda znajduje się w pokoju i wspomina chwile, w których to musiała borykać się z przeciwnościami losu oraz trudem przeżywania żałoby, dając widzowi namiastkę prywatności. Druga partia jest już ściśle fabularna. Poznajemy losy Pan Marty, która po wojennej rzeczywistości i utracie dwóch synów w Powstaniu Warszawskim, nie potrafi dostrzec pozytywnych aspektów życia. Ma męża lekarza, jednak ich wzajemna relacja pozbawiona jest głębszych uczuć. Spotyka młodego chłopca, Bogusia. Niewinne rozmowy przeradzają się w zaplanowane spotkania, aż w końcu relacja starszej kobiety z dojrzewającym mężczyzną zaczyna ewoluować, przemieniać się w zauroczenie. Marta ma wyraźną potrzebę widywania się z nim. Dzięki temu odnosi wrażenie, iż odzyskuje niematerialną łączność ze zmarłymi dziećmi. Chwilowe uniesienia nie trwają zbyt długo. Losu nie da się przechytrzyć. Okazuje się, że wszystkiemu winny jest przypadek i ziele tataraku.

"Tatarak" jest bardzo nastrojową pozycją. Zawiera w sobie cechy funeralne oraz pozwala odbiorcom zatrzymać się i skupić nad ziemską egzystencją, przemijalnością. Wprawia w zadumę, ale bynajmniej nie fałszywą. Wzbogacona pierwszorzędnymi zdjęciami Pawła Edelmana i spokojną muzyką Pawła Mykietyna, trafiła w moją wrażliwość.




A wy co sądzicie na temat filmów polskich? Uważacie, że z zasady są gorsze? Czy może wymagacie od rodzimego kina czegoś więcej niż w przypadku superhiper amerykańskich produkcji? 

Archibald Sofia

11 komentarzy:

  1. Jeszcze tak pozytywnej recenzji filmu "Tatarak" nie czytałem. Produkcja już od dłuższego czasu widnieje na mojej liście Must Watch, jednak cały czas po drodze natrafiałem na jakieś przeciwności. Na pewno to nadrobię, ponieważ uwielbiam tego typu refleksyjne klimaty.

    "Niewinne rozmowy przeradzają się w zaplanowane spotkania, aż w końcu relacja starszej kobiety z dojrzewającym mężczyzną zaczyna ewoluować, przemieniać się w zauroczenie. Marta ma wyraźną potrzebę widywania się z nim. Dzięki temu odnosi wrażenie, iż odzyskuje niematerialną łączność ze zmarłymi dziećmi. Chwilowe uniesienia nie trwają zbyt długo. Losu nie da się przechytrzyć." - Czy to co opisujesz w tych zdaniach jest aż tak mocne, jak chociażby to co mieliśmy szansę oglądać w "Lektorze" z Kate Winslet?

    Co do twojego pytania. Polskie kino ostatnimi czasy ewoluowało, a niektóre produkcje robią na mnie dużo większe wrażenie niż te amerykańskie 'superprodukcje'. Już mam długą listę filmów do obejrzenia w kinach, na których znajdują się chociażby "Nieulotne", "Wałęsa", "Nigdzie", "Strażniczka winnic", "Sybierada Polska", "Drogówka", "Papusza", czy "Hiszpanka" - wymieniłbym jeszcze kilka, ale to są te najważniejsze :)

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    www.filmowe-abecadlo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa,solidna i dobrze napisana recenzja niezwykle nastrojowego filmu,oglądałam ten obraz jakiś czas temu i musze przyznać,że pozostaje on w pamięci a długo.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    http://www.film2me2you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Paweł, "Lektor" nie jest tak osobistym filmem, opiera się tylko i wyłącznie na fabule, więc ten motyw miłosny jest o wiele bardziej rozwinięty. W "Tataraku" te zbliżenia są znacznie subtelniejsze. Kto wie, gdyby to był obraz bez tej autobiograficznej części, może historie z różnicą wieku w tle łączyłyby się ze sobą. Ja czekam na "Drogówkę", bo to w końcu Smarzowski. Co do "Wałęsy", mam przeczucie nieuchronnej klęski tegoż filmidła. Nie wiem, dlaczego. ;<

    Kaśka, dzięki Ci wielkie. Zajrzę, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie oglądałam jeszcze tego filmu, powiem szczerze, że zaciekawiłaś mnie tą recenzją, która napisana jest na prawdę bardzo fajnie i rzetelnie ;)

    Pozdrawiam z http://kino-strefa.blogspot.com/

    czekam na kolejne recenzje !

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie mam nic przeciwko polskim filmom. Wręcz przeciwnie, ostatnio często natrafiam na naprawde dobre filmy polskich reżyserów. Chociażby "Sęp", "Supermarket" czy "Mój rower". Z reguły gdy wybieram filmy do obejrzenia to nie patrzę na kraj, w którym zostały one wyprodukowane :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Może nie tyle gorsze z zasady, co mam wrażenie, często bywają bardzo skrajne- albo takie, które są iście młócącym po twarzy dramatem, albo cienką komedia romantyczną/wstaw inny tytuł silący się na zachodnią produkcję. Lepiej nie kopiować i robić swoje;).

    OdpowiedzUsuń
  7. Tatarak oglądałem już kilka razy i przyznam, że mam dość zróżnicowane odczucia. Z jednej strony trochę irytacji, w końcu to nie tak do końca film i stąd może wypływa złość. Ale coś, co zastępuje ten film, czyli jakby podróż wgłąb ludzkiej psychiki po tak traumatycznych wydarzeniu, o którym opowiada Janda. A to przecież nie musiała być Janda, tam można było podstawić każdego, kto przeżył podobna historię. I to jest wstrząsające, bo Wajda w surowy i zimny sposób wyciąga z tych jej monologów tyle emocji, że z trudem się to ogląda. A potem w niepozorny, ale mistrzowski sposób łączy to z Iwaszkiewiczem. Potrafi z dwóch zupełnie różnych historii stworzyć jedną.

    A co do polskich filmów to wcale nie są gorsze. Owszem, obecnie istnieje regres, jakbyśmy na siłę chcieli upodabniać się do zachodu, tworzyć filmy w ich stylu - kiedy wcale tego nie potrafimy. I wychodzą nam takie polskie komedie romantyczne. A szkoda, bo nie musimy małpować amerykanów. Mamy swój własny, niepowtarzalny styl, z którego kiedyś słynęliśmy. Dlatego tym mocniej szanuję twórców, którzy choć są już w mniejszości, jeszcze starają się dalej podążać swoją własną drogą. Takim przykładem w dzisiejszych czasach jest chociażby Jan Jakub Kolski. Jego filmy to dla mnie prawdziwe perełki.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się z Simonem, we mnie ten film wywołuje podobne uczucia, choć nigdy nie byłam wobec niego obojętna. Być może za sprawą Krystyny Jandy, którą uwielbiam.

      Lubię polskie kino, bardzo je cenię i od kiedy byłam na festiwalu Camerimage i miałam okazję skonfrontować opinie obcokrajowców na temat naszego rodzimego kina to jakoś mnie to podbudowało, bo miałam wątpliwości co do swojego obiektywizmu, że jestem za bardzo "przywiązana".

      PS. Dodajcie koniecznie obserwatorów do bloga w jakimś widocznym miejscu, żeby było łatwiej Was odwiedzać. I koniecznie zlikwidujcie weryfikację obrazkową komentarzy to zniechęca do brania udziału w blogowych dyskusjach. To tak rady od serca ;)
      Powodzenia!

      Usuń
  8. Simonie, tu się zgodzę. Dla niektórych te monologi wydają się nużące. Może dlatego, że Janda nie krzyczy, nie rozpacza, właściwie spokojnie opowiada o przeszłości, a cały ból ukryty jest w jej oczach. Nie każdy potrafi to z nich wyczytać. Ja te luźne sugestie zdołałam wyłapać, stąd sądzę, że to niezwykle osobisty film, na pewno nie dla fanów kina akcji. :)
    Co do samego Wajdy, patos jest mu dobrze znany. W wielu produkcjach wychodzi to straszliwie nienaturalnie, zaś w "Tataraku" jest on na miejscu.
    Również pozdrawiam i zgadzam się z Twoją opinią, Archibald Sofia.

    OdpowiedzUsuń
  9. ja UWIELBIAM polskie kino.
    Z rozkoszą poznaję filmografię Jana Jakuba Kolskiego (mojego ulubieńca!), sięgam do Borcucha, Pasikowskiego, Smarzowskiego, Krauze, chcę poznać więcej filmów Kieślowskiego czy Kutza i z naprawdę wielkim zainteresowaniem przyglądam się debiutom.
    Ciągle znajduję nowy polski film który muszę obejrzeć ("Tatarak" wciąż jest jednym z nich!) i w każdym z tych filmów staram się znaleźć pozytywne strony i cechy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakby nie patrzeć - kocham polskie kino i często do niego sięgam, jak i równie chętnie - wracam. :)
    A recenzja tylko zachęciła mnie aby dziś znów włączyć "Tatarak". :)

    OdpowiedzUsuń